piątek, 25 lutego 2011

Pamiętajcie o uśmiechach

Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie.

Rację mają Ci menedżerowie, którym zależy na tym by ich pracownicy uśmiechali się. Oczywiście od sztucznego uśmiechu jest lepszy prawdziwy, szczery, ale kierunek jest jak najbardziej słuszny. Alternatywa związana z uśmiechem przedstawia się następująco: większy koszyk zakupów i lojalność kontra ostrożne zakupy i ryzyko utraty lojalności klienta w dalszej perspektywie.
Jest jednym z najsilniej wpływających na decyzje klienta sposobów, jakie może wykorzystać każdy sprzedawca, pracownik biura obsługi klienta lub każdy inny pracownik który spotyka klienta. Niezależnie od branży, produktu, osobowości czy stylu budowania relacji wpływa na nastrój i emocje klienta podczas decyzji zakupowych i po zakupowych. Dzięki niemu możliwe jest zwiększenie koszyka zakupowego, a także stopień lojalności wobec marki czy firmy. Co takiego?

Uśmiech. To uśmiech przedstawiciela firmy i neurony lustrzane klienta decydują o wielu związkach między klientem a firmą. Dlaczego uśmiech tak silnie oddziałuje? Jaki mechanizm odpowiada za skutki tak pożądane przez zarządzających sprzedażą i relacjami z klientami? Wreszcie jakie wnioski możesz wyciągnąć dla praktyki sprzedażowej czy obsługi klienta w Twojej firmie?

Uśmiechnij się :) ! To takie proste

Najpierw eksperyment. Wyobraźmy sobie, że przed nalewaniem napoju i zapłaceniem za niego, osoba obsługująca uśmiecha się do nas. Czy nalejemy więcej i zapłacimy więcej? Tak, niemal dwa razy więcej. W sytuacji eksperymentalnej,  opisywanej przez Martina Lindstroma, wystarczyła ekspozycja przez 16 milisekund uśmiechniętej „buźki” by badani nalewali więcej napoju i płacili więcej w porównaniu do grupy, której eksponowana była zmartwiona „buźka”. Czemu tak się dzieje?

Okazuje się, że nawet bardzo krótko trwający uśmiech, tak krótko, że badani nie identyfikowali zmiany nastroju, powoduje u nich jej rzeczywistą zmianę zachowania. Zmienia się nastrój na bardziej pozytywny i w mgnieniu oka łatwiej nam podejmować kosztujące więcej decyzje zakupowe. Wydaje się, że taki uśmiech realnej osoby będzie jeszcze silniej wpływał na nasz nastrój. I rzeczywiście "buźka" wpływa na pojedynczą decyzję zakupową, a uśmiechnięty człowiek dodatkowo wpływa na zwiększenie lojalności wobec marki czy firmy, którą reprezentuje.

Każdy z nas ma swoje doświadczenia konsumenckie i może z łatwością przywołać z pamięci świetną obsługę czy przyjaznego handlowca. Jestem pewien, że osoby które pamiętasz "wyrażały życzliwość" na swojej twarzy: uśmiechały się całym sobą, oczami, tonem głosu, mimiką, gestami czy postawą. Mogły robić to subtelniej, uśmiechając się lekko w kącikach ust lub jedynie ich oczy były uśmiechnięte. Niewątpliwie osobę taką zapamiętałeś i przypomnisz sobie firmę, którą reprezentowała. A co myślisz o możliwymi ponownym kontakcie z tą firmą czy osobą?

Z pewnością myśl o ponownym spotkaniu z tą firmą i osobą jest miłą myślą, a może na wspomnienie tamtej sytuacji pojawia się na Twojej twarzy uśmiech? Taka jest siła uśmiechu i aż dziw bierze, że tak rzadko jest on wykorzystywany w relacjach handlowych. A jak to wygląda w Twojej firmie? Jeśli kontaktujesz się z klientami to jak często gości na Twej twarzy uśmiech? Możesz to zmienić?

Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie i na odwrót

Dlaczego uśmiech ma tak gigantyczny wpływ na klientów? Jaki mechanizm jest odpowiedzialny za jego potęgę? Odpowiedzialne są za to neurony lustrzane, czyli specjalna grupa neuronów, w jakie jest wyposażony nasz mózg. Mózg każdego klienta także :). To w nich tkwi zagadka wpływu uśmiechu na wielkość sprzedaży i jakość relacji z klientami. Czym są neurony lustrzane?

Neurony lustrzane to te neurony, które mówiąc kolokwialnie, w toku  ewolucji były wykształcone po to, byśmy obserwując mogli uczyć się. To one umożliwiają naśladowanie. Z i e e e eeew! Aaaah! Przepraszam. Czy nie chciało Ci się ziewnąć? A może jedynie poczułeś lekkie tknięcie i zatrzymałeś ten odruch. Nie było by to możliwe gdyby nie neurony lustrzane. To dzięki nim wyobrażamy sobie siebie lub inne osoby, które ziewają a to wyobrażenie uruchamia złożoną reakcję motoryczną - odruch ziewania.

Neurony lustrzane uruchamiają także inne obserwowalne zachowania na przykład odwzajemniany uśmiech. Twierdzisz, że jako klient musisz mieć nastrój by odpowiedzieć uśmiechem na uśmiech sprzedawcy? To jeśli nie śmiejesz się teraz to uśmiechnij się! Podnieś kąciki ust do góry, jeszcze wyżej! Unieś lekko policzki, zmarszcz lekko oczy! Czy zmienił Ci się nastrój? Czy poczułeś jaką siłę ma „wymuszenie uśmiechu”.

Taki sam efekt mamy obserwując ludzi, którzy się uśmiechają. Po prostu jako zwierzęta  stadne reagujemy na obserwowane zachowania szybciej niż przychodzi świadomość tego. Reagujemy automatycznie. Oczywiście ze strony klienta potem możliwa jest kontrola zachowania, ale przychodzi ona dopiero po tym, jak uruchomimy naśladownictwo. Dzieje się tak, ponieważ neurony lustrzane wysyłają sygnały do emocjonalnych części mózgu, obszarów odpowiedzialnych za konkretne emocje i dzięki temu dostrajamy się, chcąc nie chcąc, do uczuć i zachowań innych ludzi lub własnej mimiki.

To dostrajanie dotyczy zarówno pozytywnych, przyjemnych odczuć jak i negatywnych. Przypomnij sobie jak pełen radości z uśmiechem na twarzy pojawiłeś się między ludźmi zirytowanymi, przestraszonymi lub zagniewanymi. Może będąc wesołym spotkałeś się z osobami o kamiennych twarzach, pozbawionych jakichkolwiek emocji. Jak szybko nastrój ten udzielił się Tobie? Czy chciałbyś, mając wybór, spotkać się z nimi ponownie? Czy wolałbyś tych, z którymi w wyobraźni spotkałeś się na początku tego tekstu?

Tak samo jest z Twoimi klientami. Widząc uśmiechniętych sprzedawców czy obsługujących ich pracowników szybko zarażą się od nich pozytywnym nastrojem, będą swobodniejsi w decyzjach zakupowych, a  w dodatku będą chcieli mieć kontakt z tym sprzedawcą i firmą w przyszłości. Ale może być wręcz odwrotnie. Nawet radośni klienci w kontakcie z ponurym pracownikiem firmy zostaną wprawieni w taki nastrój, że kupno będzie dla nich przykrym doświadczeniem i będą ograniczać się w wydawaniu pieniędzy, a także nie będą chcieć w przyszłości mieć do czynienia z takimi pracownikami.

Co gorsza klienci zgeneralizują to negatywne doznanie i ocenę na całą firmę. Tak więc alternatywa przedstawia się następująco: większy koszyk zakupów i lojalność kontra ostrożne zakupy i brak lojalności. Tak wygląda zakres możliwych zachowań klienta wobec uśmiechniętego lub nie sprzedawcy czy obsługującego. Oczywiście nie oznacza to, że samym uśmiechem żyje klient i inne czynniki są bez znaczenia, jeśli sprzedawca się uśmiecha. Niemniej jednak jeśli, Twój produkt i serwis jest wystarczający i nie gorszy od konkurencji, to właśnie uśmiech sprzedających może wyróżnić Was na tle konkurencji i, wywołując pozytywne emocje, tworzyć wartość dodaną dla klienta.

Mechanizm jest bardzo silny i od tego czy zechcesz go zastosować zależeć mogą wielkość obrotów, i lojalność klienta. Sam zdecyduj czy to Ci się opłaca. I na koniec:
Pokaż język dziecku, które spotkasz dzisiaj na swej drodze, a zobaczysz czym Ci odpowie. A potem uśmiechnij się do niego i zobaczysz jak szybko i ono się uśmiechnie. Tak to działa.

Ryszard Miśkiewicz

Autor: Tomasz Kras

P.s.
Gratisy dla Ciebie:
http://www.gdziezarobic.implesite.pl/
http://bsg-polska.org/prezentacja/presentation.php?source=511688

wtorek, 8 lutego 2011

Polacy wszędzie robią wiochę?

Polacy wszędzie robią wiochę. Nieprawda, wszyscy robią wiochę, ale czepiają się tylko nas. Bzdura, najbardziej sami na siebie najeżdżamy a potem mamy pretensje nie wiadomo do kogo. Takie, a raczej dużo bardziej gorące dyskusje o Polakach w świecie, głównie prowadzone przez samych Polaków, to nasza codzienność. I dowód, że jakiś mól nas gryzie. 

Co ci Wyspiarze, tak naprawdę o nas myślą? Raz mówią pochlebnie - żeśmy dobrzy fachowcy, pracowici, pobożni. A innym razem, że zaniżamy płace, wyłudzamy zasiłki, a ostatnio napisali, że także odszkodowania wypadkowe. W rozmowach jesteśmy gotowi przyznać, że słyszało się o jednym czy drugim takim przypadku. Tak samo jak o tym, że ktoś tam lekko lub nieco poważniej rozminął się z prawem, ale przecież nie może to rzutować na opinię o nas wszystkich.

Przynajmniej nam się wydaje, że rzutuje albo, że rzutować może. W rzeczywistości bowiem, nie wiemy co o nas Brytyjczycy sądzą, w każdym razie gdy idzie o zdanie tzw. opinii publicznej. Od dawna nie było okazji poczytać żadnego sondażu obrazującego, jak nas Wyspiarze postrzegają i jakie mają zastrzeżenia. Może to świadczyć i o tym, że mniej sobie nami zaprzątają głowę, niż nam się wydaje. Albo - niż byśmy sobie życzyli. Wnioskowanie z indywidualnych opinii jest natomiast cokolwiek ryzykowne. Zależy, w jakich okolicznościach były wyrażane. Niemniej jednak, można coś niecoś wydedukować. Nietrudno nabrać przekonania, że Wyspiarze traktują nas jak... ubogich krewnych.

Bez nas zarosną brudem

Kto takowych posiada, albo sam ma status ubogiego krewnego (wyrazy współczucia), wie dobrze o czym mowa. Gdy rodzinka zamożna bardziej duchowo niż pieniężnie zjawiają się na weselu, to oczywiście welcome - jak najbardziej, niech sobie siądą gdzieś, może bardziej z boczku, niech podjedzą do syta, coś wypiją - czemu nie. Ale jak już się rwą do pierwszego tańca z panną młodą, to już niekoniecznie. Wujek z Ameryki ma pierwszeństwo.

Niestety, sami daliśmy podstawy do tego, aby Europa widziała w nas właśnie ubogich krewnych. Jeśli jest tak, że gdy tylko nadarza się sposobność (wejście do Unii Europejskiej), natychmiast około dwóch milionów ludzi wieje ze swojego kraju aż się kurzy, osiedla w innych państwach (w tym w UK 600-700 tysięcy) i nierzadko podejmuje najgorsze prace za najniższą stawkę, albo i mniej, to trudno zgrywać bogate kuzynostwo nadziane akcjami Microsoftu.

Co więcej, często dzielnie potwierdzamy ten status swoim zachowaniem. Na Wyspach Brytyjskich także chyba cierpimy kompleks ubogiego krewnego. Ten zaś, gdy widzi oryginalny obraz Picassa w domu szwagra milionera, to mruczy pod nosem z niesmakiem: "Takiego bohomazu w wygódce za chałupą bym nie powiesił".

A czym innym jest nasze wieczne utyskiwanie na brytyjskie absurdy, te ich głupie przepisy BHP, beznadziejny system edukacyjny, nielogiczną organizację pracy i w ogóle styl życia? Nic nam się na tych Wyspach nie podoba, od biedy jeszcze funty, a i te coraz mniej. Na każdym kroku chcemy zamanifestować naszą wyższość - tę niematerialną, oczywiście. Wiadomo, gdyby nie my, to Brytyjczycy zarośliby brudem. Nie tylko oni, ale też Niemcy, Włosi, Holendrzy, Norwegowie...

Podobnie jak ubodzy krewni, którzy żyją w przeświadczeniu, iż reszta familii doszła do majątków dzięki szwindlom i szemranym biznesom, jako imigranci postrzegamy kraje nas goszczące z grubsza tak – nachapali się imperialni wyzyskiwacze, okradli z czego się dało trzy czwarte świata i teraz szpanują, drobne cwaniaczki.

Żeby lubili i podziwiali

Obraz rodziny z uboższej linii drzewa genealogicznego dopełnia ta nasza niesłychana drażliwość na jakąkolwiek krytykę ze strony "bogatych pociotków". Jakże to, oni sami trzymając nogi na stole robią nam uwagi na temat savoir vivre'u? Trochę grosza poczuli i poprzewracało się w głowach. Stąd wielki raban po każdej, choćby wzmiance w brytyjskich mediach, jeśli akurat nie sławią naszej solidnej i sumiennie wykonywanej pracy. Żyjemy w przeświadczeniu, iż stale jesteśmy "na celowniku", wszyscy patrzą na nas, już szczególnie patrzą nam na ręce, a nawet na buty - czy wyczyszczone i czy dobrze wytarliśmy przed wejściem.

Z drugiej strony, w porywach samokrytycyzmu, szukamy jednak winnych wśród swoich. Dla odmiany więc, wszędzie widzimy rodaków, którzy robią wiochę. Ze wstydu za nich wolimy udawać Anglika, czy choćby Greka, byle nie wzięli nas za Polaków podobnych do tamtych. Lepiej jednak, żeby wstyd został w najbliższej rodzinie. Sami wieszamy psy na rodakach aż dudni, ale innym wara.

Właśnie z powodu kompleksu ubogiego kuzyna bardzo się staramy, żeby dobrze wypaść. Pokazać się z jak najlepszej strony, stale czujemy potrzebę udowadniania, że nie jesteśmy gorsi. To się naprawdę tutaj, w Anglii, rzuca w oczy. Mniej lub bardziej udane efekty tych starań również. Oczywiście, pewnie nie tylko my mamy jakieś kompleksy, ale chyba jednak nieco bardziej niż inni lubimy "cierpieć za miliony".

W idącym "wężykiem" rodaku widzimy zagrożenie dla wizerunku Polski w świecie. Bo przecież, co oni sobie o nas pomyślą? Bogaty wujek, że znów użyję tej banalnej przenośni, nie zastanawia się na tym. Nie tylko dlatego, że to pospolity burak. Zwyczajnie nie ma chęci, ani potrzeby zaprzątania sobie tym głowy. Ma odpowiednią pozycję i to ona kreuje jego wizerunek.

Podobnie jest ze społecznościami. Ich wizerunek w oczach innych społeczności (a także we własnym odbiorze) określają m.in. status ekonomiczny, ale także potencjał intelektualny, wpływy polityczne, dynamika rozwoju i parę tego rodzaju "drobiazgów".

Polacy na Wyspach nie uchodzą za finansowe rekiny, ani za wpływową mniejszość. Nie dopracowała się takiej pozycji wojenna i powojenna emigracja, a najnowsi imigranci też póki co nie trzęsą giełdą, ani masami ludzkimi na Wyspach. Do tego potrzebna jest perspektywiczna wizja i determinacja w jej urzeczywistnianiu, czyli cholernie ciężka praca. Może przez kilka pokoleń. Potrzebni są także prawdziwi liderzy. Prawdziwi. Póki co jednak, jedyna wizja jakiej się można doszukać, to pobożne życzenia żeby nas wszyscy lubili, szanowali i podziwiali.


Ryszard Miśkiewicz

Z Londynu dla polonia.wpl.pl
Robert Małolepszy